wtorek, 1 września 2015

Polak ślepy, Polak głuchy, Polak głupi?

"KOKO EURO SPOKO" - to żałosne coś wygdakane przez koło gospodyń wiejskich z jakiegoś zapomnianego przez Boga i świat skansenu z dalekiego wschodu zostało hymnem mistrzostw Europy w piłce nożnej EURO 2012. Żal do kwadratu. Dlaczego Polacy są bezbłędni w dokonywaniu błędnych decyzji? Przykładów jest cała masa, ale skupmy się na tej magicznej czwórce:
1. Pierwszym i najważniejszym okazem głupoty są wybory do sejmu - Polacy z uśmiechem na ustach wybierają ludzi, na których potem (o dziwo!) narzekają. Ale to, uwaga, nie koniec. Politycy wiadomo jakiej partii zawodzą na całej linii, a w następnych wyborach znów są wspaniałomyślnie wybierani. I znów ludzie się załamują i wielce ubolewają. Tylko czy określenie "ludzie" tu pasuje? Bliżej prawdy jest zdecydowanie określenie BYDŁO. Bo tylko bydło idzie bez zastanowienia tam, gdzie zostanie popędzone. A tak nasze społeczeństwo jest traktowane przez polityków. Mają nas za dojne krowy...
2. Wybory MISS. O gustach się niby nie dyskutuje, ale dlaczego zazwyczaj wygrywa najbrzydsza dziewczyna? Ludzie robią sobie jaja oddając na nią głos? A może przyszła MISS wypracowuje sobie tytuł tyłkiem i/lub głębokim gardłem? Ciężko to stwierdzić, więc oficjalnie wina niech leży wśród ślepych głosujących pozbawionych gustu.
3. Telewizyjne SHOW. Tutaj baaardzo wyraźnie widać jak ludzie dorównują inteligencją panelom podłogowym. Przy wyborach nie kierują się rozumem (bo po co...), rzeczywistą analizą (a co to?), która z występujących osób pokazała najwyższy poziom. NIE! Głosy zdobywają Ci, którzy narobią największe "szoł" wokół siebie. Dlatego nie zostanie doceniona spokojna osoba z nieziemskimi zdolnościami wokalnymi tylko mała "dziewcynecka" uśmiechająca się mleczakami do widzów i jurorów. Tego typu programy wygrywają też osoby o bliżej nie określonej przez naturę płci. Ja najchętniej takiego typa nazwałbym po prostu PEDAŁEM, no ale postępująca poprawność polityczna nie pozwala mi na obiektywne określenia. A "Tap Madl"? Nie żebym się czepiał, ale nie wiele brakowało żeby program wygrał typek z obciętym wackiem. Wniosek nasuwa się sam - ludzie po prostu panicznie się boją wyrażać własne zdanie i dlatego pozwalają sobą kierować. Jak bydło.
4. A na sam koniec hymn mistrzostw Europy... Dlaczego mamy się wstydzić? Bo ktoś ma za daleko do łba? Bo ma poczucie humoru kija od mopa? No ludzie, zlitujcie się! Albo nie, wolę żebyście się ogarnęli. A jeśli nie? To w takim wypadku powinniście się zrzec wszelkich praw. W końcu bydło praw nie posiada, o rozumie nie wspominając.

Strzeż się przed słuchawkowymi kołchozami!

Witam Was ponownie po długiej przerwie. Mam w końcu trochę czasu, aby móc dzielić się z Wami moimi skromnymi "przemyśleniami".
     Jak sami już zapewne zauważyliście życie w obecnych czasach to jeden wielki wyścig szczurów. Szybko postępująca globalizacja, zmiany społeczne, bezrobocie i kryzys finansowy budzą w ludziach zwierzęce instynkty. Każdy chce jak najwięcej się nachapać i to możliwie najmniejszym kosztem. A najlepiej to kosztem innych. Na naszym rynku pracy jest istne zatrzęsienie ofert na stanowiska telemarketerów zwanych też wzniośle "specjalistami ds. sprzedaży". Nowobogaccy cwaniacy zatrudniają rzesze studentów i młodzieży do obsadzania słuchawek, którzy z kolei za ich pomocą trują żywot ciężko pracującym ludziom. Trudny, by telemarketer była zadowolony skoro zarabia psie pieniądze za niewdzięczną robotę powtarzania tego samego tekstu w kółko przez 8 godzin dziennie i wysłuchiwania obelg ze strony ludzi mających dość ciągłych telefonów z mega cudownymi ofertami. Ja sam dzięki takim rozmowom dowiedziałem się dużo o sobie, o swojej rodzinie i profilu zawodowym matki. Ale kogo to obchodzi...
     Grunt, że zadowolony jest szef call center, który i tak na każdym kroku gromi podwładnych za niezmiennie zbyt niskie wyniki sprzedażowe, zmienia umowy, sposób naliczania stawek, nie daje wolnego zasłaniając się aktami prawnymi, których nawet nie widział na oczy, nie wspominając o ich zrozumieniu. On jest zadowolony, ale nigdy tego nie okaże podwładnym. Zawsze będzie powtarzał, że mogą wydusić więcej, że się opierdzielają, po czym odwróci się od motłochu, wyciągnie z kieszeni najnowszego iPhone'a i zalegnie na fejsiku. Jednak czasem zapewne przez wyrzuty sumienia podejmuje kroki w celu zmotywowania załogi - ustala premie i prowizje. Oczywiście, aby załapać się na jakąkolwiek gratyfikację należy osiągnąć niewyobrażalne wyniki sprzedażowe. Dopiero wtedy na konto pracownika może skapnąć te kilka złotych więcej...
     Menedżerowie bezpośrednio "opiekujący się" telemarketerami to też niezłe ziółka. Są tacy, którzy mają partnerskie stosunki z pracownikami i ich się siłą rzeczy lubi. Ale są też kierownicy przez duże K. Takie osobniki to najlepszy przykład, że od władzy może się poprzewracać w głowie. Władczym tonem odnoszą się do podwładnych, mając ich za niewolników.
Masz za niską w jego mniemaniu skuteczność w sprzedaży na daną godzinę? Świetnie, oddawaj krzesło, postoisz sobie. Serio, takie sytuacje mają miejsce, ale o tym się nie mówi - w umowach są klauzule na ten temat.
     Niektórzy menedżerowie mają też dziwne przeświadczenie, że skuteczność sprzedaży zależy od tego, jak głośno mówisz do klienta. Jeśli cię nie słychać w promieniu 20 metrów to znaczy, że się obijasz. Co wtedy robi przykładny kierownik? Włącza muzykę na fulla na całą salę. Nie słyszysz własnych myśli, nie wspominając już nawet o kliencie, czy wypowiadanych słowach. Jeszcze trochę i będą batem poganiać, bo w końcu wynik jest najważniejszy i basta!
Inny przykład - masz słaby wynik? Nie przysługuje Ci przerwa. Pójdziesz zrobić siusiu jak z 3 sprzedaży zrobisz 20. Tak, możesz już zacząć chodzić z pampersem.
     Podsumowując - telemarketer jest poniżany przez przełożonych i klientów, traci słuch i wzrok pracując na słuchawkach z twarzą wlepioną w monitor, ma odgórny nakaz okłamywania potencjalnych klientów (tzw. techniki sprzedażowe), a to wszystko za góra 10 zł brutto, najczęściej na umowę zlecenie.
Sam przez to przechodziłem i nikomu tego nie życzę, dlatego apeluję, abyście zastanowili się 10 razy zanim zdecydujecie się na tego typu branżę.

"Piwnica u Fritzla"? Why not?

Zapewne słyszeliście już o pomyśle otwarcia przy najbardziej jedynej reprezentacyjnej ulicy w stolicy pubu/kawiarni o specyficznej nazwie "Piwnica u Fritzla". W warszawskich mediach rozpętała się istna burza. "Żerowanie na niskich instynktach, to słabe", "Kontrowersyjnie. Zdecydowanie nie poszłabym tam", "Źle bym się tam czuł", "To bardzo przewrotne, niezdrowo ironiczne" - tak komentują przechodnie nagabywani przez TVN Warszawa. Mniejsza o to, że pytane są osoby, po których na pierwszy rzut oka widać, że będą miały problem z formułowaniem wypowiedzi. Jednak czego innego można się spodziewać po "opiniotwórczym" TVNie? Macie rację, niczego nadzwyczajnego.
     Może przejdźmy do rzeczy... Co jest złego w tej nazwie? Zła jest postać. Postać potwornego ojca. Tyle. Z kolei "piwnica" nawiązuje bezpośrednio do miejsca, gdzie omawiany człowiek niewolił (i nie tylko - pomińmy) swoją córkę. Czy to ma aż tak wielkie znaczenie przy tworzeniu pubu? Raczej nie. Nazwa sama w sobie NIKOGO nie obraża, ani nie narusza polskiego prawa. Równie dobrze mogłyby powstać knajpy o nazwach "Karczma Breivika", czy "Obiady u mamy Madzi". Problem? Żaden. Przynajmniej dla ludzi odpowiednio zdystansowanych do otaczającego ich świata. W zasadzie tylko dewoty i osoby poprawne politycznie (tak, zawsze mnie śmieszy to stwierdzenie...) widzą problem. Rozumiem, że propagowanie totalitaryzmu, obrażanie uczuć religijnych, czy jakakolwiek nietolerancja mają prawo wzbudzać niesmak i sprzeciw. Ale to nie ten przypadek. "Piwnica u Fritzla" to jednak świetnie dobrana nazwa pod kątem marketingu. Dlaczego? Dlatego:
- No to stary, gdzie i  o której się widzimy?
- O piątej u Fritzla, pasuje?
- Pewnie, to do zobaczenia!
Chwytliwe hasło? Oczywiście! Jednak nagonka medialna musi być. W końcu ktoś zrobi ładną kasę, a nie każdemu musi się to podobać (szczególnie jak ma plecy w TVNie). Jeżeli właściciel ma jaja i utrzyma dotychczasową nazwę, to dzięki mediom ma już darmową reklamę. Nieważne co mówią, ważne by mówili.

Seniorzy - ostatni bastion moralności

Witajcie! W taki piękny, zimowy wieczór najlepiej poskarżyć się na to, co nas denerwowało w ciągu dnia. Tym razem będzie o seniorkach, które w swoim mniemaniu zasługują na wyjątkowo uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie. Babcie (dziadkowie również) są warci szacunku, choćby za sam wiek i wynikające z tego ograniczenia. Nie znaczy to jednak, że są władcami świata lub strażnikami moralności. Jedne babcie są w stanie to pojąć, inne nie. Nie ogarniają tego dewoty składające się na katolickie MOHER KOMANDO okupujące autobusy, tramwaje, przystanki, przychodnie i kościoły. Każda osoba odstępująca w jakikolwiek sposób od wyznawanego przez nie wzorca praworządnego katolika otrzymuje automatycznie etykietę "PATOLOGIA". A jak najłatwiej stać się chujem, bandytą, Żydem lub satanistą? Wystarczy nie ukłonić się seniorce przypadkowo spotkanej na osiedlu. Chore, ale prawdziwe - z życia wzięte.
     To są jednak (na szczęście!) sporadyczne przypadki. Prawdziwą zmorą jest wspomniane MOHER KOMANDO szturmujące autobusy. Myślę, że chłopaki z GROM-u mogliby się sporo od nich nauczyć... A tak serio to raczej każdy miał do czynienia z babulką, która hardo stała na przystanku pomimo syberyjskiego mrozu, burz lub tornad, po czym biegiem wparowała do autobusu, by po chwili szturmem wpakować się na wolne miejsce lub usunąć z niego niecnego młodziana. Najlepiej zająć od razu dwa miejsca i więcej, bo schorowana babcia jedzie przez całe miasto z niezliczonymi reklamówkami lub przeciążonymi wózeczkami. No a jej artefakty nie mogą przecież brudzić się na podłodze autobusu splugawionej podeszwami gorszej (bo młodszej) części społeczeństwa. Przystanki też są zajęte przez wszechobecne siatki i wózki. Nie usiądziesz człowieku, bo w hierarchii takiej pani jesteś niżej niż reklamówka. Jesteś nikim i to ma Cię nauczyć pokory wobec starszych i wobec Boga. Nie wolno Ci nawet nawiązywać kontaktu wzrokowego, bo to już jawna prowokacja i dostaniesz ochrzan, a nawet laską po plecach! 
     Może inny przykład, że jest się traktowanym jak szmata? Proszę bardzo. Przystanek A. Wpada babcia, sapiąc zgania Cię z siedzenia, po czym wysiada na następnym przystanku. Teraz inny przykład. Stoisz w pobliżu drzwi. Do najbliższego przystanku zostało kilkaset metrów. W plecy szturcha Cię babulka, no bo ona wysiada. I nie obchodzi jej to, że Ty też zaraz wysiądziesz i ją wypuścisz. Nie! Ona już musi stać przy drzwiach obwarowana przez siatki i wózki. Nie wspomnę już nawet o wciskaniu przycisku STOP w momencie mijania przystanku na żądanie, a zaraz po tym krzyki i lamenty w stronę kierowcy, bo autobus się nie zatrzymał - rzeczywiście oburzające... Przykładów można podawać setki, o ile nie tysiące.
     Nie mam zamiaru dla zabawy szykanować starszych osób. Ja po prostu pokazuję, jak ukształtowany w zamierzchłych czasach szacunek do starszych obrócił się przeciwko nam. Nie wszystkie babcie (właśnie, ciągle o babciach - dziadków jest mniej i zazwyczaj nie cudują...) są złe. Niektóre są na tyle NORMALNE, że aż się chce być dla nich niebiańsko dobrym. Ale to mały procent ogółu polskich emerytów. Na pozostałą resztę trafia się codziennie, by przekonać się, że jest się nikim. Bo tak traktują nas starsi ludzie. Mają nas za gorszych, bo mało przeżyliśmy, bo nic nie wiemy, bo jesteśmy zdrowi itp. To oczywiście nam brakuje kultury. No tak, w końcu jesteśmy nikim, ledwie śmieciami psującymi nasze zdrowe, katolickie, mocno starzejące się społeczeństwo. Nasze dzieci będą miały przerąbane...